środa, 16 grudnia 2015

Czas.

Bywają dni, kiedy nadzieja w pełni swego lotu składa skrzydła. Wiatr zamiast ją nieść pod sklepienie niebios, kieruje wprost ku ziemi, by tam poległa wraz z niespełnieniem.  Bywają również dni, kiedy ta sama nadzieja rozwiewa czarne chmury i wędruję wprost ku przestworzom, niedająca się zatrzymać w drodze, ku czekającemu na nią wszechświatowi.  Wybór należy do ciebie. Poddać się, czy walczyć?  Oddać się nieznanemu, przyjąć jego otwarte ramiona, mimo niepewności czy ciebie przytulą, czy też wręcz zgniotą?  Czy też, od razu zrezygnować pogrążając się w bierności, tym samym skazując się na przegraną?  Stajesz się sercem niewidzialnego, lecz istniejącego w tobie zegara. Jego wahadłem, które odmierza stały niezmienny rytm, dopóki sumiennie go nakręcasz, pilnując by nie nadwyrężyć jego sprężyny, zbyt gwałtownym ruchem.  Stać się może, że czyjaś ręka sięgnie twego wnętrza, a ty sam początkowo nie poczułeś jej dotyku. Jej dłoń zaburzy dotychczasowy rytm, do którego byłeś przyzwyczajony. Tryby twego mechanizmu, zaczynają zmieniać czasoprzestrzeń.  Początek jest niezwykle trudny, powolny. Pojawiają się zgrzyty kół zębatych, od lat przyzwyczajonych do swej jednostajnej pracy, a teraz zmuszone do jej zmiany.  Jakimże obciążeniem, jest dla nich, ta nieoczekiwana zmiana.  Lecz, cóż się dzieje. Ta sama dłoń, która odważyła się sięgnąć twego wnętrza, może się okazać zbawienną dla dalszego istnienia zegara. Być może właśnie ona, na nowo naoliwi zgrzytające koła zębate i da im nowe życie.  Czas zmieni swe proporcje, nie musząc być jak dotychczas jednostajnymi.  Będzie zwalniał w chwilach szczęśliwych, a przyśpieszał w chwilach złych, niechcianych.  Wahadło, sercem zwane przy każdej kolejnej godzinie, zacznie na nowo bić, wraz z miłości drżeniem.   Przyjdzie czas, gdy porzucisz cielesność, by stać się duszą w obłokach.  Być może, już za jedną chwilę, być może jutro, lub też za czas nieodgadniony. Być może, twój zegar światła wybiję godzinę ostatnią w chwili, gdy nie spełnisz swych marzeń.  Dlaczego więc pozbawiać się nadziei, która jednak może być spełnieniem.  

środa, 11 listopada 2015

Nieodgadniona.

Z każdym porankiem dnia, otwierasz nowe drzwi.  Chwytasz za niewidzialną klamkę, wyobraźnia słyszy szczęk otwierającego się zamka, a drzwi stają przed tobą otworem.  Przekraczasz kolejny próg.  Widzisz przed sobą pustkę wnętrza oczekiwania, spełnienia, nadziei, zaskoczenia, której jesteś treścią i którą zapełnisz.  Samo przekroczenie progu, jest wyzwaniem którego mimo lęku, obaw, masz za zadanie podjąć.  Możesz stworzyć ogień, możesz stworzyć fale wody, możesz stworzyć chaos, możesz stworzyć rozumienie lub beznadzieję. Stajesz się twórcą, przyszłych chwil.  Formujesz rzeczywistość na swój sposób, malujesz jej tło.  Piszesz dialogi scenariusza wydarzeń, które mimo to zaczynają żyć, własnym życiem wraz z upływającym czasem.  Musisz, zdawać kolejne egzaminy z życia. Właśnie. Musisz je zdawać, czy chcesz?  Czy, samopoznanie jest zależne od wyniku testów? Czy, tylko potwierdzeniem tego, czego doznałeś, przeżyłeś, doświadczyłeś.  Zostawmy to, dlatego że za oknami przechadza się piękno.  Pani Jesień.  Kobieta nieprzewidywalna w swych humorach. Kobieta tajemnicza. Niekiedy, można ją uznać za Anioła. Wędruje po ziemskim padole, roztaczając blask słońca wśród kolorowych liści, a z jej uśmiechniętego oblicza można wyczytać radość, szczęście i miłość.  Innymi razy, czuje złość. Zapewne pogniewała się z wiatrem o jeden obłoczek, który wiatr przysłał. On to bowiem, zasłonił jeden promyczek słońca, który nie dodał kolejnego koloru do jej barwnej sukni.  Czasami bywa próżna, ale skoro wędruję pomiędzy ludźmi, przejęła od nich tą niewielką przywarę.  Bywa też przewrotna.  Pięści twe ciało, swym delikatnym dotykiem ciepła, szelestem liści opowiadając barwną baśń o miłości, wprost do twego serduszka. Po czym potrafi poprosić deszcz, by rzęsista ulewą zgasił dopiero co rozpalone płomienie.  Bywa, że nachodzi ją nostalgia. Pogrążona w swych myślach, zapomina o świecie. Wtedy, znajdziecie wyjaśnienie gęstej mgły.  Nagle.  Staje się tancerką niedoścignioną w swych pląsach, piruetach, figurach.  Wydaje się być szaloną, we wspólnym tańcu z wiatrem. To jednak tylko, lub aż, oddawanie swego nastroju, chwili jedynej, być może już nigdy nie powtarzalnej, której nikomu nie wolno zmarnować. Tańczą z nią kolorowe liście, tańczy z nią wiatr, tańczy z nią cały świat.  Dołącz do niej, daj się ponieść, choćby pod kopułę nieba błękitnego, jeśli choć chmurnego, to nic, po prostu tańcz. Wtedy twoje miejsce jest wszędzie, na ziemi i konia wiatru grzbiecie. Który swymi kopytami krzesze iskry z których gwiazdy powstają. Byś mógł człowieku, z jednej na drugą przeskakiwać. Abyś wreszcie dotarł do drogi mlecznej, na której, swe ciało zmęczone byś mógł ułożyć i szalejącemu sercu dać odpoczynek.  Pani Jesień, rozkocha ciebie w sobie, po czym odejdzie i każe czekać. Lecz ty już tego nie wiesz, czy z ze swym powrotem pozostanie uczucie. Czy też pokocha innego a ty pozostaniesz samotny, zawiedziony lecz ze wspomnieniem dawnego, wtedy przeznaczonego dla ciebie uczucia. Lecz wcale tak być nie musi, po prostu odejść musiała, ale mimo długiej rozłąki jej miłość, do ciebie pozostała.    Z każdym porankiem dnia, kiedy otwierasz nowe drzwi. Możesz za nimi spotkać właśnie ją, naprzeciw której staniesz właśnie ty. 

czwartek, 29 października 2015

Nieświadomość.

Bywają dni, spowite nieświadomością.  Bywają dni, nieprzejrzyste.  Bywają dni, z zagadką w tle.  Bywają dni, też oczywiste.  Przychodzi ktoś, kto uśmiech ma. Na każdą chwilę i niespodziankę.  Potrafił podać swą mocną dłoń, a przy tym także ramię. Gdybyś, istotą była ranną. Podniesie z ziemi, i przytuli. Bez prośby twej, oczyści ranę. A, ty wtem dziwisz się. Dlaczego?  Odpowiedź prostą przecież jest, tylko ty nigdy się z nią, nie spotkałeś.  Są w świecie rzeczy niepojęte, których nikt, nigdy nie zrozumie.  Pajęcze sieci, zwane obłędem. Lub też mądrością nazywane, każda obecność na świecie tym, ma w sobie zapisane. Lecz myślisz, że to nie ty. Ty jesteś, łagodnością. Nic bardziej mylnego, w myśleniu twym. Bowiem rzeczywistość jest, realnością.  Chciałbyś być sobą, prawdziwy ty, lecz ten drugi jest kimś innym, a rzeczywistość okazuje sprzecznością.  Nie pojmie ich, na pewno ten, kto uczuć nie rozumie.  Zaplątał się w nich, każdy z nas i każdy może być ofiarą.  Pilnuj się więc, byś nie był tym, co zwane jest niewiarą.  Skomplikowana życia nić, oplata nas na, co dzień.   Ty chwytasz ją, niczym Ariadna, szukająca Tezeusza. Aby wracając razem z nim, nie zgubić drogi, do wolnego już uczucia.  Naszą przyszłością mogą być, zawiłe ścieżki labiryntu.  Może być, także prosta droga.  Możesz zagubić się, w każdej z nich, to ludzka jest niedola.  Jeśli jednak, na dłoni masz, pulsujące serce. To wtedy, na pewno, na pewno wiesz, że liczy się miłość i nic ponad to więcej. Chyba, że tylko dusza.

środa, 28 października 2015

Blaski i cienie dni.


Wczoraj.    Młodość, szaleństwo, fantazyjne wizje przyszłości nie przyjmujące, i wręcz nie dopuszczające do świadomości możliwości ich niezrealizowania.  Pęd ku przeznaczeniu z szeroko rozłożonymi ramionami. Dający poczucie lotu w niezmierzonych przestworzach możliwości.  Miłość zaklęta w każdym kielichu kwiatów. Czekająca tylko na uwolnienie i utulenie w delikatnych dłoniach.  Radość z każdego poranka, który bez najmniejszego skrępowania obsypywał nas pocałunkami. Szepcząc na ucho obiecywał spełnienia każdego życzenia.  Piersi pełne wolności, bez chociażby jednego najmniejszego ciążącego na nich kamyczka utrudniającego oddech, Po przez ciężar zmartwienia lub niepowodzenia.  Bose stopy ledwie muskające kobierce stworzone z polnych kwiatów, na rozległych łąkach i polanach wolności.  Skrzydła rajskich ptaków, trzepoczące w sercach na poczucie choć najmniejszych, ale pierwszych zauroczeń i wzruszeń.  Usta niecierpliwie oczekujące słodkiego smaku rozkoszy.  Łagodzącego głód pożądania.  Oczy pełne blasku tańczących w nich iskier przekory, śmiałości i zdumienia w obliczu poznania, każdego nowego nieznanego.
Dzisiaj.    Dojrzałość, rozsądek, fantazyjne wizje przyszłości dotknięte ostrożnością, ich świadomość dopuszczająca zwątpienie.  Niegdysiejszy pęd zwolnił swe tępo. Ramiona jakby zmęczone, lecz nadal próbujące utrzymać równowagę w poczuciu stabilności lotu i przez to nie przekreślające możliwości szybowania w przestworzach.  Miłość już dojrzała, z kwiatów przemieniona w owoce. Nadal trzymana w dłoniach, tylko że już bardziej szorstkich.  Radość poranka, teraz jakby zawstydzona swą poprzednią spontanicznością a jej szepty obiecujące spełnienia wszystkich życzeń i obietnic, coraz cichsze jak gdyby nie była pewną ich spełnienia.  Pocałunki namiętności przerodzone w pocałunki przyjaźni.  Piersi tracące swą jędrność, nie mogące już się równomiernie unosić po przez doświadczenia, które położyły na nich niewidzialny kamień.  Kiedyś bose stopy, teraz obute, lecz kierowane rozsądkiem wybierają wydeptane ścieżki, omijając kwieciste kobierce, mając świadomość myśli o ich zniszczeniu.  Serce zostało osamotnione po przez utratę rajskich ptaków, które niezauważalnie  je opuściły czując że mogą zostać zamknięte w niewidzialnych klatkach, nie dających dostępu do uczuć.  Usta zamiast słodkiego smaku rozkoszy, zaczęły zbyt często odczuwać smak goryczy.  Choć ich głód tylko nieznacznie osłabł nie jest już, każdą niezapomnianą chwilą pocałunku.  Oczy chyba zbyt dużo już widziały, bowiem przygasły w nich światełka niesfornych dotąd ogni, jak gdyby ktoś lub coś chciało je za wszelką cenę ugasić.  
 W przeddzień jutra.   Tym czasem na niebie, nie pojawił się żaden znak. Nie zebrały się ciężkie deszczowe chmury, poprzecinane jaskrawymi błyskawicami. Wiatr nie chciał zniszczyć wszystkiego, co tylko by stanęło na jego drodze, i co zwykł robić w chwilach swego największego gniewu. Żadna ulewa, nie chciała spuścić kurtyny ciemności stworzonej z niedających się w żaden sposób ogarnąć powodzi, łez płaczu nieba.  Świat zdaje  się być niezmiennym w swym codziennym rytmie, kolejny mijający dzień nie różni się niczym od poprzedniego.
Jutro.   Kolejny początek, nieznane, nieodgadnione, zagadka przyszłości. Nadzieja. A, może tylko kolejne złudzenia? 

środa, 21 października 2015


Przebudzenie.


Wracasz.  Zaczynasz wszystko, od początku.  Dokonujesz nowych odkryć. Nową prawdę, o sobie.   Historia, jak to ma w zwyczaju, zatacza koło. Teraz, musisz powtórnie, odkryć to czego nie odkryłeś wcześniej, lub to co przeoczyłeś.  Może źle odsłuchałeś słowa wiatru, szepczącego do ucha?  Mogło, tak przecież być.  Skoro wiatr, to nie zawsze zefirek, lub jego tchnienie. To, może być również zawierucha.  Wtedy jego słów nie dosłyszysz, on będzie przekonany o tym że przekazał tobie prawdę. A, ty sam nie słyszałeś jego słów, przynajmniej nie dokładnie. Tak, jak gdybyś  żył w hałasie, a jednocześnie w nieustannej ciszy.  Czujesz oddech, czujesz dotyk, lecz nie widzisz postaci.  Doświadczasz innej formy percepcji, odbierania rzeczywistości, zmysłów.  Czujesz niepokój. To dlatego, że spotykasz się z czymś, dla ciebie niewyjaśnionym.  Odkrywasz nowe smaki, dotyk, widzenie, w zupełnie innej przestrzeni.  Teraz ponownie, wszystko zależy od ciebie.   Strach jest naturalną rzeczą, ale również wyzwaniem.  To, rodzaj wyzwolenia, od przeszłości. To, nowe narodzenie.  To, przebudzenie. To, wreszcie samouświadomienie a, co za tym idzie, transformacja.  Czas, który został tobie dany, jest czasem próby.  Tym razem, nie będziesz gonił za przeznaczeniem. Nie będziesz odgadywał, nie będziesz przewidywał jego kolei.   Być może, staniesz się częścią niezrozumiałą rzeczywistości, jednak tym samym osiągniesz, nieznane tobie dotąd możliwości.  Czyżby świat, znów stawał się dla ciebie otwartą księgą?  Jeśli tak, zapisz jej strony swoim bytem, którego nie będziesz żałował.



sobota, 17 października 2015

Dzień, jak co dzień.

Obudziłeś się pewnego dnia, a słońca nie było.  Obudziłeś się pewnego dnia i odkryłeś, że zniknęła również miłość.  Obudziłeś się pewnego dnia, a dzień zaczął  z ciebie drwić.  Pomyślałeś, że to nadal koszmarny sen.  Lecz on nie zniknął, on na jawie zaczął swym, realnym istnieniem żyć.  Co się stało, przecież wczorajszy dzień, był jak zawsze dla nas?  Więc pytasz, po raz kolejny siebie.  Co się stało?  Przecież jeszcze wczoraj było słońce, a wieczór pokazywał gwiazdy na niebie i dla nas dwojga tak wiele, to oznaczało.  Nagle budzisz się, szukasz ciepła, pieszczoty, miłości a znajdujesz chłód, który pozbawił ciebie ich radości.  Pozostała, tylko pusta poduszka i na niej odcisk twej głowy. Ciągle jeszcze czuje na swym ciele, dotyk twych dłoni.  Kto ciebie zabrał, gdzie mam ciebie szukać. Co się stało z dniem wczorajszym, że pozostała po nim pustka.  Pustka szarości. Gdzie, nagle zniknęłaś. Kto odebrał mi szczęście, które dajesz jemu teraz?   Jakie to teraz, zwyczajne.
Ślepa wiara i zaufanie, to już relikty przeszłości. Tracąc je raz, nie powrócimy do pełni ich treści, przesłania i wartości.  Teraz są słowami, lecz tylko dla tworzenia pozorów. Dlaczego je tracimy, coraz bardziej? Czy jesteśmy mniej naiwni? Czy mniej wrażliwi.?  Być może, dlatego że coraz częściej kierujemy się podejrzliwością, zamienioną właśnie z wiary i zaufania, na coś co staje się sobie obcością.  Jesteśmy mniej czuli, serca nie stają się przechowalnią uczuć?  Być może, nie ma już dla nich tam miejsca a, jeśli nawet boimy się przyznać.  Co, nas zniewala w ich okazywaniu. Rozczarowania krępujące nasze, kolejne odkrycia siebie przed innymi. Giną więc uczucia, a my wraz z nimi.
Kładziesz się sam spać, lecz z oczekiwaniami. Na co, sam nie wiesz. Było słońce, były gwiazdy. Wszystko było, to czego już nie ma między nami. 

wtorek, 13 października 2015

Postacie.

Istniejesz, więc jesteś zrodzony. Lecz czy miałeś wybór?  Nie.  To, los, przeznaczenie, wszystkich stworzonych.  Mógłbyś się znaleźć w ciele, owada, ptaka, lub zwierzęcia. Jednak jesteś człowiekiem i sądzisz, że masz wiele szczęścia.  Lecz, czy ich żywot rożni się od naszego, na prawdę tak wiele?  Chciałbyś żyć wiecznie, bowiem masz złudzenia, że twoje wieczne życie spełniło by, twe wszystkie ukryte nadzieje, marzenia.
Szedł człowiek, obuty tylko w sandały i niczego nie chciał, nie narzekał, tylko szukał człowieczeństwa u innego człowieka. Szedł człowiek dalej poszukując, prawdziwej uczciwości i wiary.  Szedł człowiek zarośnięty i brudny, nie dlatego że był nieszczęśliwy lub nie miał domu.  Tylko zapewne dlatego, że jego czas na ziemskim padole, był czasem próby.  Domem jego był świat niezmierzony, czasami brudne posłanie, gdzieś w kącie, czasami śnieżnobiała pościel, zamiast snopka słomy.
Po niebie szybuje ptak, niewidoczny dla ludzkiej źrenicy oka, sam nie wie czego wypatruje, lecz na coś czeka.  Może, jesteś nim tym sam, bujający w obłokach.  W listkach zielonej trawy, ukrywa się pasikonik, też niezwykle wszystkiego ciekawy. Poznał już kolor ziemi, kwiatów i przeróżne barwy. Teraz ciekawie spogląda, czy spotka człowieka, jakim on jest, sam nie wie, na co czeka. Może, to ty w swej drobnej postaci zmieniony, wypatrujesz siebie samego, chcąc ujrzeć siebie z zupełnie innej strony.  W tajemniczych ostępach, boru, puszczy czy lasu, czai się zwierz, władca kniei. Mistrz unikania pokazywania swego obrazu. To, jego cień twojemu wzrokowi ucieka, ty go nie zobaczysz, ale on ciebie tak, gdy chce ujrzeć oblicze człowieka. Może sam nim jesteś, kryjąc się, chowając, nie chcesz pokazać prawdziwej twarzy, swego obrazu, bowiem jako człowiek stałeś się również mistrzem kamuflażu.
Teraz popatrz, na swe wewnętrzne oblicze. Poznajesz w sobie, tego wędrującego człowieka? Może w innym obrazie, innej postaci, na innej drodze. Lecz, czy sam nie szukasz w swym świecie, innego człowieka? Może jest tuż za kolejnym zakrętem, a być może tuż za rogiem. Możesz, też dopiero go znaleźć, na końcu swej drogi.  Wędruj, jednak człowieku i nie bój się drogi, w jakiejkolwiek postaci byś był zrodzony.





czwartek, 8 października 2015

Bieg strumienia.

Mijają kolejne dni, dni które oddzielają ciebie od przeszłości.  Nie wiesz co zrobić z następnymi, w których brakuje już dawnego szczęścia, dawnej miłości.  Pozostały po nich okruchy, z których nie skleisz kromki chleba, która mogłaby zaspokoić twe łaknienie głodu. Strawy dla duszy tego, czego tak bardzo tobie jest potrzeba.  Teraz młyńskie kamienie, zamiast mielić ziarna radości, z których później powstawał chleb, waszej wspólnej przyszłości. Mielą nasiona goryczy, smutku. Trą o siebie, z niespotykaną siłą. Tak jakby na złość tobie, przypominając swym zgrzytem, że kiedyś ty byłeś tylko dla niej, a ona dla ciebie jedyną.  Nie będzie już na twym stole, pachnącego bochna chleba. Pozostała jedynie czerstwa kromka, wspomnienie jego zapachu, smaku i ciepła uczuć, otwierających kiedyś wam dwojgu, wrota wprost do nieba. Spoglądasz na młyńskie koło, nieustaną jego pracę.  Wiesz, że możesz je zatrzymać, lecz wstecz cofnąć go się nie da.  Choć nieraz chciałbyś to zrobić, nie potrafisz zatrzymać biegu, życia strumienia. By powrócił do swych źródeł i zaczął jeszcze raz swą wędrówkę od czasów stworzenia, od małej kropelki, do żywiołu, który wszystko zmienia.  Dlaczego zatrzymywać strumień, jego bieg i kierunek?  Może lepiej zmienić siebie samego, może właśnie to, należy zrozumieć?  Samemu stać się strumieniem, jego prądem i siłą. Kierować swą drogą, tą którą chcesz popłynąć. Pokonać przeszkody, chcące ciebie powstrzymać. Pokonać zapory zbudowane ludzka ręką i te przez naturę, których spotkasz za pewne, nie jedną. Często napotkasz na zawiść, często powalone drzewa, lecz już jesteś strumieniem i bać się ich tobie nie trzeba.  Dopłyniesz teraz ty sam, do młyńskiego koła. Zobaczysz tam stojącego mężczyznę, który być może o pomoc wołał. Teraz, staniecie się przyszłością. Ty, na nowo uruchomisz tryby, zastygłe w bezruchu łopaty koła, a on przyjmie to z radością, bo o taką właśnie pomoc wołał.  Może ponownie, na twym stole pojawi się świeży, pachnący i ciepły bochen chleba. Ten, który kiedyś otwierał wrota do nieba. 

niedziela, 4 października 2015

Coś o co pytasz.

Bywają dni, kiedy nie wiesz nic.  Dni pokryte szarością mgły, z pytaniami bez odpowiedzi. W takie dni, szukasz samego siebie, tego prawdziwego.  Porównujesz przeszłość, z teraźniejszością.  Myślisz też o przyszłości, co będzie z tą przyszłością?  Oglądasz w pamięci karty dni, które przeminęły. Oglądasz karty trzymające w tej chwili w dłoni, i myślisz, co po ich rozdaniu się odmieni.  Kolory, figury, złożone karciane kombinacje, zależnie od ich ułożenia, ten który wygra, ma szczęście lub rację.  Chciałbyś być, kartą wygraną, lecz któż by nie chciał?  Niestety jesteś jednym z wielu z nich,  złożonym z zagadek losu, ich przetasowania.  Możesz być szaleńcem opętanym wygraną, lecz równie dobrze, kimś kto zrozumie swoją przegraną.  Niby jako ludzie jesteśmy tacy sami, lecz różnimy się umysłami.  Nikt się z tym nie rodzi, jako jedna z dróg dwojga. Wybory i decyzje, tak oto tworzy się twoja historia.  Poznajesz, a wraz z poznaniem odkrywasz tajemnice.  Gubisz się w sobie, by za chwilę się odnaleźć.  Przychodzi wreszcie czas, gdy stajesz się artystą, tworzysz swoje dzieło.  Zdążyłeś uchwycić barwy i póki masz je jeszcze w pamięci, zaczynasz  stworzyć obraz w tej chwili, właśnie teraz.  Malujesz pamięcią, obecną chwilą i niewiadomą.  Czas ma swoje prawa, którymi się rządzi, dodajesz nowe szczegóły, tak szybko zmienia się rzeczywistość. Nie możesz za nią nadążyć.  Tworzysz więc abstrakcje danej chwili, kolaż złożony z urywków momentów swych bytów, obraz niejasny, zawiły ale za to twój własny, oryginalny, prawdziwy, nie fałszywy.  Zaskakuje cie prawda, zarówno jak i kłamstwo.  Pytasz co lepsze teraz, otrzymujesz odpowiedź twej istoty, jak zawsze nie jasną.  Dusza podpowiada, wybierz drogę prawdy. Lecz rozum podpowiada, nie obnażaj swej duszy, wybór jest nie łatwy.  Coś, jednak postanowić musisz.  Musisz, to słowo przeklęte, bo nie daje wyboru. Każe, nakazuje i z tym  powinieneś się pogodzić. Lecz od czego twa rogata dusza, która nie chce się z tym zgodzić.  To ona jest nadzwyczajna, choć ma rogi.  Piękno jest dla każdego inne, każde ma swoje.  A czy ty je poznałeś? Czy dobrą drogę wybrałeś? 

piątek, 2 października 2015

Co przyniesie czas?

Nikt nigdy, nie widział niewidzialnego człowieka. Dlaczego? Przecież spotykamy ich, prawie na każdym kroku, są wśród nas.  Mogę być nim ja, możesz być nim ty. Nie, to nie duchy. Nie, to nie zjawy.  To realni ludzie, tyle że niedostrzegalni, poprzez tych którzy uważają się za wyjątkowych, jedynych.  Szukamy prawdy w tym, w czym istniejemy. Szukamy prawdy na dręczące nas, codzienne pytania. Zastanawiasz się, w czym jesteś gorszy od drugiego?  Przy tym, nie zadajesz sobie pytania, ile sam masz zalet?   Spotyka się dwoje ludzi, zupełnie nic o sobie nie wiedzących. Stają na swej drodze, nieświadomi tego, że tyle mają ze sobą wspólnego i że, tyle może ich łączyć.  Spojrzenie w oczy, uśmiech, dotyk dłoni i nagłe niespodziewane uczucie czegoś, czego nawet wiatr nie dogoni. Wiatr je zapęta, wiatr je rozdmucha, wiatr je rozwiąże, zwiąże, a być może stworzy coś co jest nam znane, jako zawierucha.  Spotyka się dwoje niewidzialnych ludzi. Każde z nich chce być kochane, brakuje im miłości, tego co na co dzień, każdemu powinno być dane. Spotykają na swej drodze miłostki, zauroczenia, tylko nie to, od czego cały ich świat się zmienia.  Świat fascynacji, świat wspólnych poranków otwierających oczy, świat wspólnych wieczorów je zamykających, świat dni spędzonych razem w upojnej miłości rozkoszy.  Banalne, lecz czy niedościgłe, czy też nie do spełnienia, czy nie może nam być pisane, w końcu świat się zmienia. Wcześniej, czy później spotykasz, lub spotkasz swoja drugą połowę. Jeśli chciałeś odpowiedzi, o to masz odpowiedź. Wtedy też zrozumiesz, że nie jesteście niewidzialni, być może ulotni, być może, banalni, ale jedno jest pewne, poczujcie to wszyscy, jesteśmy nadzwyczajni. Ci wyjątkowi, za których się uważali, nagle przy was zbledną i poczują że to właśnie oni są przegrani. Czekaj na swą chwilę, lecz jej nie przegap, bo już teraz wiesz na pewno, że świat się zmienia.

czwartek, 24 września 2015

Dla Clary.
 Poznałaś życie, jego dobre i złe strony. Poznałaś życie, jego czerń i kolory. Poznałaś życie, wraz z jego radością i udręką. Poznałaś życie, które mogło ciebie zmienić, a mimo to, pozostałaś piękną. Piękną jako jeden z ostatnich strumieni , którego bieg i czystość żadna skaza nie zmieni. Przepływasz między ostrymi skałami. Lecz będąc strumieniem, żadna z nich ciebie już nie zrani. To tylko ty, możesz kształtować ich formę i wygląd, swą siłą poprzez lata doświadczeń nabytą. Teraz sama jesteś, mocą, potęgą i przeznaczeniem, które bez twej wiedzy nikt, nie może zmienić. Każdy kto jest wrażliwy na piękno, musi ciebie docenić, bo po prostu piękna, nie da się ukryć lub też na coś innego zamienić.
  Mimo , że nieudolny to rewanż za twój wiersz.

niedziela, 20 września 2015

Koniec lub początek.

Przyszła chwila prawdy. Chwila, kojarząca się wszystkim z momentem, ale jak jest miedzy nimi różnica? Moment jest oka mgnieniem, a chwila jest wyczekiwana. Tylko czego bardziej oczekujemy?  Oczekujemy, by jedna i druga była dla nas pomyślna, by dawała nam zadowolenie, szczęście, a przede wszystkim miłość, której tak bardzo potrzebujemy.  Świat nie jest jednak, zbudowany z samego, szczęścia, dobroci i miłości.  Świat jest skomplikowaną materią świadomości. Dobro potrafi zamienić w zło, a zło w dobro i nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy ta przemiana nastąpi.  Jesteś człowiekiem i tylko człowiekiem, nie zapominaj o tym!  Czas wszystko zmienia i choć dobrze o tym wiesz, karmisz się potęgą przyszłości.  Miraże twej wyobraźni, potęgują w tobie, wyolbrzymieniem siły twej mocy, a nie jednokrotnie złudzenia potęgi, tak mylne.  Czym się później stają?  Rozczarowaniem. To, chyba odpowiednie słowo. Mimo to, masz w sobie coś, co nie pozwala, tobie, nam wszystkim, z nich zrezygnować.  Chwytasz, każdą cząstkę ulotności. Te jednak, też mają swoje odcienie.  Może, równie złudne?  Nie wiesz, co zrobić, jak postąpić?  Każde wyjście wydaje się złe, a przecież musisz podjąć decyzję.  Dni stają się męką, a noce przeistaczają się w koszmary.  Stajesz na progu i nie wiesz, czy masz go przekroczyć , czy nie, zamykasz oczy.  Masz wybór.  Potrafisz również dostrzec, całkiem inną wizję przyszłości.  Stajesz się motylem, który potrafi wznieść się z nad przepaści, i polecieć tam, gdzie kwieciste, zielone łąki obiecują ukojenie.  Jednak, jego skrzydła są tak delikatne, że ledwie unoszą, twoje cierpienie.  W tym momencie, swą siłę pokazuje wola. To ona potrafi jemu dać wiatr, by nie zrezygnować z tego lotu, chociażby miał być jego pierwszym i ostatnim.  To ona potrafi przekształcić zwykły, niepozorny , dla niektórych wręcz odrażający kokon, w postać zachwycającą swym pięknem. Mimo ryzyka niepowodzenia próbujesz, i jeśli się tobie to uda, odczuwasz szczęście spełnienia. Dotykasz płatków kwiatów, czujesz ich woń przeszywającą najdrobniejsze nuty grające w twej duszy. Nie zastanawiasz się, co będzie potem, najważniejsza jest, chwila szczęśliwa.  Niestety i ta ma swój kres. Motyl w tobie powoli umiera, tak jak to co dawało silę jego skrzydełkom. Zostajesz na świecie sam.  Piękno straciło swój czar.  Przyszedł dzień ostateczny, jednak, czy to twój dzień.  Rozpaczasz?  Tak.  To w końcu ludzkie, a ty jesteś człowiekiem. Więc czemu się dziwisz?  Zadajesz sobie pytanie, dlaczego odeszła?  Możliwe, że będąc człowiekiem, wszystko ma zupełnie odwrotną formę.  Z pięknego motyla, przeistaczasz się w jego pierwotną postać, która już nie wabi pięknem, kolorami i delikatnością.  W co, tym razem się zamienisz?  Może? W ???